Myślę tak sobie, że gdyby
ktoś mi zadał pytanie , gdzie i kiedy tak naprawdę życie ułożyło się tak ja
sobie to zaplanowałam to marny byłby wynik tego testu. To takie proste
zaplanować sobie dzień. Jak i kiedy tak naprawdę potrafimy wszystko zrealizować
to okazuje się najczęściej w życiu. Ile
frustracji i ile niezdecydowania
kosztuje nas każdy zawód, lub to że ktoś postąpił wobec nas inaczej niż byśmy
sobie tego życzyli. Ile razy pragniemy
nagiąć coś po swojemu tak aby nasze było
na wierzchu. Tak sobie myślę czasami, że to nasze planowanie bierze po prostu
często w tak zwany łeb.
I co mamy z tym fantem w
takim układzie począć? Czy nie warto byłoby coś w tym kierunku zrobić, że by po
prostu odbywało się wszystko bez większych zgrzytów z sobą samym, a jeśli się
da to i z ze swoim środowiskiem. Załóżmy sobie pewne ćwiczenie na tak
zwany system reagowania na niepowodzenia w tym kierunku. Polegałby on na tym,
aby każdy z pierwszym lepszym swoim
planem poleciał na tak zwany zwiad.
Zwiadem nazywajmy sobie na ten przykład pewną pracę, w której planujemy, to co
mamy zrobić dnia na przykład dzisiejszego. Zaplanowaliśmy ,że chcielibyśmy iść
do sklepu, a potem zrobić obiad, w późniejszym czasie pójść na spacer, a potem jakiś film. I co z tego nam wychodzi. Idziemy do
sklepu a tam brakuje nam towaru o którym
marzyliśmy na dzisiejszy obiadek, idziemy więc do następnego – jest- bingo.
Robimy obiad – a czas leci .
Zjadamy – nawet nam smakuje -
humor się poprawia – jak polak najedzony to szczęśliwy.
Po chwili miniaturowej sjesty
udajemy się na spacer. Spotykamy kolegę z pracy i mowa jest o małych
konfliktach w robocie . Trochę się zaogniliśmy tym słuchaniem, czasami
przytakujemy, potem jeszcze się trochę zdenerwowaliśmy, a potem trochę posprzeczaliśmy ze spotkanym
delikwentem z naszej robocianej paczki.
Wracamy do domu powiedzmy sobie już miej szczęśliwi, niż to miało być w zamyśle. No cóż został nam
film, czy mamy w ogóle na niego ochotę – oto pytanie, ale przypuśćmy, że tak,
że obejrzymy sobie jakiś przypuśćmy romans-komediowy filmik tak na rozluźnienie. Film okazuje się trochę śmieszny
trochę głupawy – i znowu mały afront . I tak z tego naszego pięknie zaplanowanego
dnia niewiele udało nam się zrealizować. I co mamy sobie w ogóle o tym
wszystkim myśleć. Czy mogliśmy coś zrobić inaczej niż tak żeby było piękniej? Czy w ogóle coś od
nas zależało? Chyba niewiele. Tak więc zostaje nam zupełny spontan, tak do
końca tak się też nie da. Cóż więc
radzić. Jest pewna metoda, aby ułatwić sobie życie może nie jest taka prosta do
osiągnięcia od razu, ale jest bardzo uniwersalna.
Wymaga ona jednak małego
zaangażowania w życiu duchowym, nawet nie tak religijnym, co bardziej
wewnętrznym. Jasne życie duchowe, aby go osiągnąć potrzebuje się karmić pewną
pobożnością . Dbałością o nasze relacje z drugim człowiekiem, to też jest
przejaw naszej pobożności może najbardziej odzwierciedlający nasze wnętrze .
Ale jak się do tego zabrać. Wydaje mi się trzeba sięgnąć do źródła czyli Pisma Świętego. A tam jest cały komplet
wiedzy, jak żyć, aby nie pogubić się w tym życiu. Reszty dokonuje Bóg. Tak by się
wydawało, to takie proste – przeczytać Biblię i już spawa zakończona. – NIE i
jeszcze raz NIE! Tu jest dopiero początek. Kiedy już zapoznaliśmy się z
założeniami swoimi, to czas wcielić, to w życie. Czy tak od razu dochodzi się do
stanu gdzie jesteśmy gotowi nadstawić drugi policzek? I to tak, aby w nas nie
powodował gniewu, oburzenia, czy nawet wielkiego smutku – fajnie - nie? Leją nas, a my się nie smucimy- to taka nasza droga do
świętości. Ale naprawdę jest ok. – po prostu łatwiej i piękniej się żyje. I
nie jest to przejaw żadnej naszej ignorancji, ale takiego stanu życia w
zgodzie z samym sobą, gdzie pośrednikiem wszelkiego naszego pokoju jest Jezus.
I nie ma się co oszukiwać innej drogi nie ma jak tylko w jedności, albo w
dążności do tej jedności z Panem Bogiem. Ale odstąpiliśmy trochę od tematu.
Więc cóż, czy ta nasza mała pobożność
zaprowadzi nas do umiejętności planowania tak żeby nam nagle wszystko
wychodziło? To jest droga, a tajemnicą która kryje się za tym naszym mile spędzonym czasem jest tak naprawdę w
Jezusie i jedności z nim. On naprawdę potrafi poradzić sobie i z naszymi
zakupami i kolegą z pracy a już na pewno z naszym humorem . Czy On który
wszczepił w ę naszą naturę potrzebę życia duchowego, pragnienie wyciszenia się
i zajrzenia gdzieś głębiej niż sięga nasz wzrok czyli do swego serca nie może
na przykład wziąć sobie pewnego kawałka naszego życia i z nim zrobić coś po
swojemu tak aby nas mile zaskoczyć efektami SWOJEJ pracy w naszym sercu? Czy
jak nam się wydaje nie może ten, który zaplanował z góry dla nas coś
najpiękniejszego wtrącić swoje pięć
groszy, żeby wyratować nas z nie lada opresji, w które pakujemy się na własne zawołanie?
Chyba jest takie małe coś, co
się nazywa pakietem uniwersalnym jeśli
chodzi o kontakt z Jezusem. Wydaje mi się, że polega on na życiu w pewnej
harmonii z samym sobą czyli naturą na bazie, której ułożył nam życie Bóg. Cóż w
dzisiejszych czasach trudno wsłuchać się w rytm własnego serduszka, bardziej
polegamy na wiadomościach medialnych niż na prawach natury. A i te wiadomości
są wielce zafałszowane. Czy nie najlepszym źródłem wiadomości jest właśnie własne serce do którego możemy
zaprosić Jezusa? On wie najlepiej, co i jak powinniśmy jeść, jak się leczyć, co
w życiu robić i o pracę dla nas najlepszą potrafi się zatroszczyć. Trzeba dać
sobie jednak czas na dojście do tej jedności z Bogiem. Niemowie, że to łatwa
droga, ale ile rozgoryczeń potrafi nam zaoszczędzić. Potrzeba przejść jednak
pewnego rodzaju oczyszczenie. Jest to konieczne, aby serce było kanałem myśli
tylko myśli samego Boga, aby to on mógł przez nas działać w naszych często
prozaicznych czynnościach.
I zaręczam, że życie staje
się o wiele prostsze, a nawet piękniejsze, dochodzimy do tego, nawet, a
codzienność staje się o wiele pogodniejsza, rzeczy, które zwykle wykonujemy z
pewnego rodzaju niechęcią potrafią stać się naszą radością. To jest droga dla
każdego, nie tylko dla wybranych. Dla każdego. Dla chorego, dla zdrowego, dla
mnie i dla Ciebie.
Mam jednak pewnego rodzaju
uwagę z tego, co sama zauważyłam. Bóg lubi pewnego rodzaju intymność w relacjach
z nami. Chyba każdy przyjaciel lub,i gdy dochowuje się z nim pewnych tajemnic. Nie mówię – trzeba
wspiąć na pewnego rodzaju drogę samotności w
podążaniu ta drogą, aby osiągnąć ową jedność z Jezusem. I to jest ten
heroizm na który trzeba się zdobyć, co nie jest łatwe. Bo ciągłe pomijanie w
rozmowach wymieniania naszych zasług, tego na przykład ile to dokonaliśmy, ile
się na modliliśmy, jak i ile pracy wykonaliśmy nie jest takie proste. Mówimy
lub po prostu się tłumaczymy tym, że każdy potrzebuje pewnego rodzaju
akceptacji, musi się wygadać, aby mu było lżej. I oto chodzi. Jezus po darowuje
Siebie. To wszystko, to są zasady ewangeliczne. Bóg pragnie być po prostu
jedynym powiernikiem. Ktoś może mi zarzucić tezę, że można stać się odludkiem.
A przecież jest tyle tak pięknych tematów na które można rozmawiać. Nie tylko
pogoda...
Przebojowym tematem numer
jeden są nasze choroby, często opowiadamy o nich, jak by to miało nas uzdrowić,
rozumiem u pani doktor, ale wystarczy często wyjść na ulicę trudno oprzeć się
wrażeniu, że nie jest się w przychodni lekarskiej. Nasze rozmowy
odzwierciedlają często, to czym żyjemy, co nas
pochłania. Czy nie warto było by po prostu wyjść na spacer nawet samemu jeśli
nie mamy z kim i po prostu pozachwycać się pięknem nieba, drzew, przyrody w
ogóle i o tym porozmawiać ze swoim
najpiękniejszym powiernikiem Jezusem. Jezus nie musi być naszą jedynie skrzynką
naszych skarg i zażaleń, może być kimś kogo się podziwia na przykład w pięknie
przyrody. Gdzie się człowiek nie ruszy
tam jest do życia, jeśli ma być ono
naszą piękną przygodą, a nie tylko wegetacją, w którą z dnia na dzień zanurzamy się w
narzekanie, potrzebny Bóg. Gdy mowa o
Bogu wzdrygamy się na myśl długotrwałych modlitw, w ciągu których
myślimy o problemach dnia codziennego,
które nas nudzą, na które nie mamy często czasu lub siły. Tak przy najmniej
twierdzimy. Modlitwą niech będzie twoja praca wykonana w radości serca, nie na
pokaz, również bez wiecznie powtarzanego – to dla Jezusa – nie – po prostu z
potrzeby serca – niech to stanie się naszą naturą, to co myślimy sobie w ciągu
tej naszej cichej i radosnej krzątaniny. To jest możliwe, wszystko zależy od
naszego nastawienia. Ten system pracy pozwoli nam pozbyć się naszych ciągłych
frustracji. I jeśli chcesz wejść na drogę zmian przygotuj się na pracę nad sobą
bez tego nic się nie osiąga. To taka szkoła. Nic nie osiąga się bez
systematyczności, Życie to nie totolotek, że w ciągu jednej chwili zdobywamy
nagle wszystko o czym marzymy, na co przyszła nam nagle chęć. Pracą, chociaż na
początku trudną, możemy wygrać życie, które trwa dosyć długo. Ta praca nad sobą
może stać się naszą druga naturą. Wtedy nasze plany są zgodne z planami Boga. A
te często się realizują. Dodam tylko tyle, że Pan Bóg nie jest po to, aby Go tylko
grzecznie odwiedzić w czasie niedzielnej Mszy św., ale po to, aby prowadzić nas
przez życie.